Paranoiczne ujęcia ukazują geometryczny chaos, co stwarza wrażenie psychozy i zagubienia. 6
Samantha (Jocelin Donahue), młoda studentka z problemami finansowymi poszukuje pracy, aby spłacić czesne. Trafia - jak okaże się później - na niezwykle osobliwą ofertę. Dziewczyna postanawia zaryzykować i zaakceptować propozycję.
Dom diabła na tle współczesnych produkcji jest ryzykownym eksperymentem. Tempo akcji odstaje od nowoczesnych, pędzących sklejek montażowych. W pełni czerpie ze źródeł horroru przełomu lat 80/90. Sięga nawet po klasyk końca lat 60, Noc żywych trupów (1968). Tempo filmu jest w zestawieniu z obecną kinematograficzną modą wręcz ślimacze. Reżyser, Ti West odchodzi od kompulsywnego lękania widzów jumpscareami i stawia na atmosferę grozy, zbudowaną w oparciu o solidny fundament operatorski. Paranoiczne ujęcia ukazują geometryczny chaos, co stwarza wrażenie psychozy i zagubienia. Napięcie wzrasta miarowo, z rozwagą. Gra świateł umożliwia odbiorcy w pełni „wkroczyć" do psychodelicznego świata filmu. Ciąg zdarzeń jest logicznie powiązany, nic nie dzieje się przypadkiem. Od pierwszych sekwencji dominuje poczucie surowości płynącej z wyśmienicie dobranej kolorystyki. Scenografia, jak i kostiumy są nośnikami fantastycznej palety barw, co sprawia, że oddycha każdy element obrazu.
Dom diabła wykorzystuje okultystyczną symbolikę, aczkolwiek nie jest ona głównym filarem całego przedsięwzięcia. Do bardziej widocznych należy symbol wszystkowidzącego oka. Oznacza to, że mamy do czynienia z nieprzewidywalnymi siłami, ukrytymi głęboko pod cienką społeczną tkanką. Widz podświadomie oddaje się mackom ślepej, autodestrukcyjnej mocy... Wykonuje symboliczny telefon aby poświęcić siebie dla powszechnego, tendencyjnego ekwiwalentu (pieniędzy, sławy, polubień, oglądalności, itp.). Każdy z nas w pewien sposób jest Samanthą, pozostawiającą zdrowy rozsądek na ołtarzu nowoczesności w celu zaspokojenia egoistycznych pragnień.
Pomimo nawiązań do, wydawałoby się, przebrzmiałych klisz kina grozy lat osiemdziesiątych, film ogląda się znakomicie. W pewnym momencie staje się hybrydą klasycznych oraz współczesnych technik reżyserowania i edycji. To dowodzi o wciąż żywych tropach horroru, które we właściwych dłoniach stają się wyjątkowymi narzędziami do siania trwogi, w umysłach odbiorców.
6/10 – Całkiem , całkiem udany horror w stylu retro coś na styl lat 80-ych. Może niektórych nudzić , ale jednak tak powinien wyglądać dobry horror.